Dzisiejszy post rozpoczyna subiektywną opowieść o historii Hiszpanii.
Postanowiłam dowiedzieć się co zapisało się na kartach historii tego magicznego
kawałka Europy nazwanego
Andaluzją.
Przed podjęciem decyzji o pomieszkaniu w Hiszpanii
niewiele wiedziałam o jej przeszłości. Ogólna wiedza z
książki do historii uległa procesom sklerotycznym związanym z upływem czasu, więc w głowie pozostało niewiele. Przesadziłam - nie pozostało nic. Zostałam sama przez siebie zmotywowana do
poznania dziejów kraju, w którym chciałam zamieszkać.
Po przeczytaniu setki książek nasunął mi się następujący wniosek, jednym z nielicznych
podobieństw pomiędzy Polską a Hiszpanią jest historia w aspekcie braku szczęścia do decydentów.
Historia Hiszpanii,
a szczególnie Andaluzji to czasy zmagania i przenikania się wzajemnie dwóch wielkich religii
monoteistycznych: chrześcijaństwa i islamu z
judaizmem w tle.
Każda z religii ma na swoim koncie miliony niepotrzebnych śmierci i każda stosuje socjotechniki potwierdzające fakt, że wiara czyni czuba.
Od Fenicjan po
Wizygotów.
Zwracam uwagę na
to, że nazwy Hiszpania używam umownie, opisując ziemie położone na Półwyspie Iberyjskim. Nie funkcjonował do XVI wieku żaden twór o takiej nazwie.
Na opisywanym przeze mnie
kawałeczku Europy panowali Fenicjanie, następnie Grecy, Kartagińczycy,
a po ich upadku Rzymianie. Dla tych
ostatnich zdobycie Hiszpanii okazało się zadaniem długofalowym, żeby nie powiedzieć wielopokoleniowym, zajęło bowiem Rzymianom około 200 lat ( III –I wieku przed naszą erą) czyli na okrągło licząc 10 pokoleń. Trudności było wiele, na przykład brak dróg, po których wojsko mogłoby maszerować z Rzymu przez Hiszpanię. W świat poszła wieść, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a nie z Rzymu. Były ciągłe problemy z aprowizacją ogromnej ilości wojowników, którzy jakoś nie mogli się obejść bez jedzenia i picia. Hiszpański patriotyzm, okazał się również wielką przeszkodą, dotyczył bowiem jedynie bardzo „małej ojczyzny”, sięgającej do płotu otaczającego konkretne skupisko ludzkie. Każdą wioskę trzeba było zdobywać detalicznie, żadnego hurtu. Osady były rozproszone, odległości między nimi duże, więc długie przemarsze wojowników po nieistniejących drogach pociągały za sobą ogromne koszty. Nie mniejsze wydatki
ponosili Rzymianie na prowadzenie samych bitew.
Gdy po niemal 200 latach bitewek
podporządkowanie Hiszpanii
Rzymowi stało się faktem, zwyciężeni, w krótkim czasie zorientowali się, że życie zafundowane im przez rzymskiego
najeźdźcę jest lepsze niż to, które wiedli będąc wolnymi.
Dzisiaj Hiszpanie nie chcą pamiętać o tym, że nie wszytsko zawdzięczają sobie. Na przykład o tym, że to dzięki wprowadzeniu przez Rzymian łaciny, jako języka, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, urzędowego, zostało zapoczątkowane
jednoczenie się ludów zamieszkujących półwysep. Dzięki temu, że ludzie zaczynali mówić tym samym językiem łatwiej było im tworzyć wspólnoty o szerszym zasięgu terytorialnym. Mogli obrabiać tyłki dalszym sąsiadom i mieszać w genach wchodząc z nimi w związki. Wprowadzenie prawa i obyczajów
rzymskich, było bazą do tworzenia podstaw
państwa hiszpańskiego. Rzymskie ślady rozwiązań w dziedzinie budownictwa i
architektury istnieją do dzisiaj. Starożytne akwedukty, mosty, drogi w niektórych miejscach służą jeszcze mieszkańcom. Korytko, którym spływa woda do naszego ogrodu też pamięta odległe czasy, a na pewno jest efektem myśli rzymskiej.
Chrześcijaństwo, z którym na początku swojego panowania Rzymianie
walczyli, pod koniec stało się jedyną akceptowalną religią Imperium. Gdyby okupacja półwyspu iberyjskiego zależała jedynie od Hiszpanów, z pewnością Rzymianie pomieszkaliby tu dłużej.
Na nieszczęście dla Hiszpanów na pomysł zdobycia Iberii wpadli w 409 r. Wandalowie, którzy narobili
tylko zamętu, bowiem już w 414 roku zostali wyparci przez Wizygotów.
Wiedza o panowaniu tych ostatnich to efekt wnikliwych studiów
historyków. Zdobyli tę wiedzę z niedopowiedzeń, jakby celnie ujął ów fakt Sztaudynger, gdyby opisywał owe czasy. Trudności nad
badaniem tego okresu wynikały z polityki prowadzonej przez hiszpańskie rządy. Franco dał zielone światło do badania
dziejów okresu wizygockiego, ponieważ było to po linii i po
bazie wyznawanej przez niego filozofii o rządzeniu państwem przez
silną centralną władzę tak jak przed wiekami usiłowali robić to Wizygoci. Było niewiele dokumentów historycznych więc dokonano projekcji
wstecznej, stworzono dokumenty na potrzeby polityki caudillo. I mamy to co
mamy. Twarde fakty są takie, że Wizygoci okupowali Hiszpanię w latach 414 – 711 r. i ustanowili
stolicę w Toledo.
Początkowo wizygocka elita rządząca wyznawała arianizm.
Najogólniej rzecz ujmując podstawą arianizmu jest dogmat podporządkowujący Chrystusa Bogu Ojcu,
czyli uderzający bezpośrednio w Trójcę Świętą. Mieli rację arianie twierdząc, że skoro Chrystus się narodził, musiał istnieć czas, w którym go
nie było. Tak rozumując, Ariusz
(twórca arianizmu), odebrał Chrystusowi
mit odwieczności. Trudno się z nim nie
zgodzić. Ale wiara to nie jest wiedza, więc
każdy religijny człowiek wierzy w
ustanowione przez innego człowieka
dogmaty. Ci inni ludzie dorabiają na swoje
potrzeby prawo, na przykład o nieomylności papieża (od I soboru
watykańskiego w 1870 roku, papieże
w sprawach wiary i obyczajów są nieomylni
(!!!). Niepokorni Arianie zniknęli z Polski w
1658, z mapy historii w 1803 roku.
W 587 roku król Wizygotów,
Rekkared I, dał się przekonać biskupowi
Leandrowi z Sewilli i przyjął katolicyzm. Ponieważ był władcą, nową religię chcąc, a raczej nie chcąc, musieli przyjąć wszyscy poddani. W
efekcie swojego fanatyzmu religijnego, Wizygoci stworzyli katolickie państwo wyznaniowe.
Przysłowie, że zgoda buduje, a niezgoda
rujnuje doskonale obrazuje okres panowania Wizygotów. Nie umieli się porozumieć, cały czas wojowali ze
sobą i w efekcie
doprowadzili do upadku wizygocką Hiszpanię. Za pierwsze własne niepowodzenia
obarczali...przecież nie siebie tylko... Żydów, którzy do 613 roku byli traktowani na
równi z innymi mieszkańcami półwyspu, szanowani za przedsiębiorczość, inteligencję, znajomość języków i takie tam.
Ciągłe niepowodzenia w
polityce wewnętrznej kraju złożono na ich karb i dorobiono
sobie teorię, że ponieważ Żydzi odpowiadają za ukrzyżowanie i śmierć Jezusa Chrystusa
(dopiero w 1962 II Sobór Watykański zdjął z Żydów odpowiedzialność za śmierć Jezusa) niebiosa nie
sprzyjają terenom, na
których żyją. W 613 roku król
Wizygotów Sisebut wydał edykt na mocy, którego wyznawcy judaizmu mają wybór: ochrzcić się lub opuścić kraj. Buntowników,
którzy nie podporządkowali się nowemu prawu torturowano, a ich mienie
konfiskowano. Potomkowie torturowanych wzięli na swoje barki zapłatę pięknym za nadobne i
odpłacili za 613 rok
Wizygotom sprzymierzając się z muzułmanami w 711 roku.
Społeczeństwo wizygockie było związkiem wojowników, a
organizacyjnie - monarchią elekcyjną, co oznacza, że po śmierci króla następca nie musiał być jego potomkiem. Był wybierany spośród szlachty. Czas
panowania każdego władcy przeciętnie wynosił 10 lat i rzadko
który umierał śmiercią naturalną (jak to w chrześcijańskiej religii miłości). Jedna z teorii
upadku wizygockiej Hiszpanii mówi o tym, że „afrykańskich Arabów” czyli
Berberów zaprosiła na półwysep rodzina
wizygockiego króla Witizii. Król, bowiem chciał koniecznie przekazać koronę swojemu synowi –
Akhili. Gdy Witizia umierał, Akhila, czyli ów namaszczony przez ojca syn,
przebywał na północy walcząc z Baskami. Wizygoci
z południa ogłosili szybko królem
– Roderyka, księcia Betyki
(Andaluzja). Nie dało się dwóch tyłków Akhili i Roderyka posadzić na jednym tronie. Władza musiała być w rękach jednego króla,
a każdy z nich w oczach
swoich i własnych zwolenników
był jedynym prawowitym
następcą. Rodzina Akhili
wpadła na najgłupszy z możliwych pomysłów i poprosiła muzułmanów z Afryki Północnej o pomoc w
wyjaśnieniu Roderykowi
swoich racji. Muzułmański generał Tariq Ibn Ziyad z 12 tysięcznym wojskiem nie dał się długo namawiać na wycieczkę do Hiszpanii.
Przepłynął cieśninę, która od tego
czasu nazywa się Cieśniną Gibraltarską, a skała na zawsze pozostała górą Tariqa, czyli
Gibraltarem. Tariq pokonał Roderyka w bitwie pod Guadalate, po czym utopił go i... pozostał w Al Andalus.
Wizygoci musieli się wynieść nie tylko z Hiszpanii, zniknęli również z kart historii.
Znalazłam też inną wersję przyczyny, dla której
Arabowie przybyli na półwysep. Julian – namiestnik Ceuty z przyczyn osobistych nie lubił Roderyka – króla
Wizygotów (który podobno zgwałcił jego córkę). Dla zaznania słodyczy zemsty zachęcał afrykańskich muzułmanów do
przekroczenia cieśniny i opanowania
Al Andalus.
Któreś z tych wydarzeń dało początek islamskiemu
panowaniu w Hiszpanii aż do 1492 roku. Zauważyłam, że nie ma w tych historiach ani słowa o religii, dżihadzie, zdobywaniu
nowych wyznawców. Muzułmanie przybyli, ponieważ zostali zaproszeni, zrobili to chętnie ponieważ kusiła ich zielona
kraina ze swoimi potencjalnymi bogactwami.
Berberowie zamieszkujący północną Afrykę byli trudni do
ogarnięcia z powodu
nieprzewidywalności zachowań. Potrafili udawać uległość wobec Allaha po
to, by za chwilę powstać przeciwko współwyznawcom. Ich zapał był kwestią ceny. Tariq nie
namawiał ich do walki w imię lepszego życia po śmierci, obiecał im zapłatę tu i teraz. Owym
wynagrodzeniem miał stać się hiszpański eden. Berberowie lubili walczyć, łupić i zdobywać, islam dał im ideę i
usprawiedliwienie niszczenia innych w majestacie koranicznego prawa. W
publikacjach pisanych przez wyznawców Allaha mówi się, że berberyjski islam był gorszy od chrześcijaństwa. Czyli jak to
zwykle bywa neofici są najbardziej zaciekłymi obrońcami każdej wiary. Dopiero co ją przyjęli więc pokażą starym wyznawcom jak
powinno się żyć według jej zasad i jak
owe zasady można zaostrzyć.
Wniosek jest następujący: trzeba się zastanowić, jakich gości się zaprasza albo kogo
prosi się o pomoc. Wizygotom
zabrakło wyobraźni. Nie przemyśleli wszystkich za
i przeciw i w konsekwencji musieli się wynosić, z miejsca, które traktowali
jak swoje, i z którego wyparli przed niemal 300 laty Wandali. Panowanie
Wizygotów w Hiszpanii było według mnie czymś niezrozumiałym. W całej Hiszpanii żyło ich około 200 000, a
populacja poddanej im ludności na tym terenie to 4-6 milionów. Wizygoci nie
mieli żadnego wkładu w życie polityczne,
gospodarcze i społeczne, nie
pozostawili po sobie prawie nic oprócz pomysłu na scentralizowanie władzy. Organizację państwa i prawo przejęli po Rzymianach.
Dorwali się do władzy bez pomysłu na rządzenie (skąd my to znamy?).
Fenomenem pozostaje fakt, że ich okupacja trwała prawie 300 lat. Gdyby
rodowici mieszkańcy półwyspu byli w stanie
zorganizować bunt, nakryliby
Wizygotów czapkami. No cóż, nie było Facebooka!!!!!
Dzisiaj Hiszpania składa się z małych ojczyzn (może dzisiaj trochę większych „małych”), a Hiszpanie
nie bardzo umieją się skrzyknąć w jakiejkolwiek
sprawie, tak samo jak przed wiekami. Nie to, co my, Polacy, którzy umiemy się jednoczyć w ekstremalnych
sytuacjach, na niedługi czas. A dopiero po chwili różnimy się niepięknie. Hiszpanie się nie łączą i nie łączyli, a różnią się też niepięknie, ale stale.
Do wyniszczonej rządami Wizygotów
Hiszpanii w 711 roku przybyli Arabowie.
Czy jesteście ciekawi co stanie się później?
Przesyłajcie proszę link do bloga swoim znajomym. Bardzo liczę na Waszą pomoc w propagowaniu postów. Sama jestem zielona jak wiosenna trawa w kwestii tego co dalej po opublikowaniu posta.
0 komentarze:
Prześlij komentarz