Po pierwsze musi być odpowiednia ilość osób czyli nie dwie i nie sześć tylko między trzy i pięć. Może dlatego, że większego towarzystwa nie można ogarnąć. A tu chodzi o bycie razem. Ale nie takie razem, że parami hetero- czy też homoseksualnymi patrzymy sobie w oczy wbijając wykałaczkę w oliwkę. Musimy mieć przynajmniej jedną lub jednego przeszkadzacza w naszym tet a tet.
Druga zasada może czasem boleć. Jeśli jesteśmy na wakacjach i postanowiliśmy pooglądać kupy kamieni robiących za ruiny czegoś, to nogi wchodzą nam czasem wiadomo gdzie. A zaliczenie porządnego tapas odkleja nam tyłki od krzeseł.
Wcinamy porcyjki koniecznie na stojąco opierając jedynie łokcie o ladę przy barze i robiąc dobrą minę do złej gry. Nie przyszliśmy wszak na poranną kawkę i przeglądanie gazety, nie w głowie nam problemy świata mamy się cieszyć chwilą na stojąco. Horacy, pisząc "carpe diem" - "chwytaj dzień bo przecież nikt się nie dowie jaką nam przyszłość zgotują bogowie", raczej nie myślał o radości na stojąco.
Trzecia zasada jest taka, że imprezka nie kończy się na jednej potrawie w jednym barze. Otóż nie. W każdym barze zamawiamy co najmniej trzy kolejki i zgodnie z czwartą zasadą musimy zaliczyć minimum trzy bary. W każdym z nich jemy te malutkie porcyjki ale popijamy je koniecznie. Bron boże nie herbatą (to napój dla chorych polegujących w łóżku , nie kawą i nie wodą - con gas ani sin gas nas nie usprawiedliwi . To musi być piwko, od biedy może to być piwko bezalkoholowe, może też być winko chociaż w tym przypadku o bezalkohol będzie trudno. I uwaga: żaden inny napój!!!
Ostatnia niepisana, ale praktykowana zasada dotyczy płacenia rachunków. Nie ma rozlicznia się detalicznie: że zjadłem ja, a to kolega czy koleżanka. W jednym barze płaci cały rachunek jedna osoba, w drugim barze druga, etc. Nawet jak pójdziesz jako osoba do towarzystwa na restrykcyjnej diecie słaniająca się nogach z głodu i obejdziesz się zapachem smakołyków, nie ma zmiłuj - płacisz.Hiszpanie mają nawet odpowiedni czasownik tapear - jedzenie przekąsek w barach i nie dają wiary, że gdzie indziej poza Hiszpanią można uprawiać tę dyscyplinę przyjmowania posiłków w godzinach południowej siesty. Pomimo tego, że miasta i miasteczka Europy barami stoją jedynie te hiszpańskie dzierżą koronę mistrzów podawania małych kanapeczek lub oliwek i popijania lekkim winkiem lub piwkiem. Z czego Hiszpanie uczynili element kultury życia towarzyskiego.
Dla osób zainteresowanych, które nia miały okazji przeczytać poprzedniego posta o tapas wrzucam link: https://andaluzja-hiszpania.blogspot.com/2017/08/hiszpankie-tapas.html
0 komentarze:
Prześlij komentarz