Słynne
hiszpańskie tapas to
interesująca forma pożywiania się najczęściej w okolicach około lunchowych. Zasada polega na tym, że za niewielkie pieniądze 1-2 € wybiera się równie niewielkie porcje jedzonka
wystawionego na lodówkowych ladach.
Znam trzy wersje powstania tej tradycji.
Pierwsza mówi o tym, że dla ochrony przed zakurzeniem piwka
i winka, podawanych w dzbanach jeden z oberżystów wpadł na pomysł, żeby przykrywać kufle płatem szynki, (tapa – przykrywka).
Druga mówi o tym, że
hiszpańskie społeczeństwo spożywało bardzo dużo wina, więc żeby nie dopuścić do całkowitego rozpicia narodu król Alfons
(nie wiem dokładnie który)
nakazał do każdego dzbana wina podawać obowiązkowo coś do jedzenia (coś jak u Barei – kawa i wuzetka są obowiązkowe), ponieważ jedzonko miało być darmowe oberżyści minimalizowali jego ilość i do dzisiaj przetrwało w formie na przykład jednej łyżki sałatki lub 15 oliwek. Czasowi nie oparła się bezpłatnośċ przekąski.
Trzecia wersja wywodzi się z historii o chorobie króla Alfonsa
Mądrego, który
cierpiał na niezidentyfikowaną dolegliwość. Cały obolały nic nie jadł i nie pił. Gdy był bliski śmierci jeden z lekarzy wpadł na pomysł, że skoro już nic nie jest w stanie zaszkodzić królowi, po to by nie zafundować chłopu śmierci głodowej spróbujmy podawać mu winko z niewielką ilością jedzenia. Jeśli kuracja nie pomoże, to z pewnością nie zaszkodzi. Po niedługim czasie król wrócił do zdrowia i doszedł do wniosku, że niewielkie porcje jedzenia i
niewielka ilość wina jest w
stanie wszystko uleczyć i
dla dobra poddanych nakazał
podawać w zajazdach
i oberżach takie
zestawy. Porcje jedzonka pozostały
niewielkie, porcje winka niekoniecznie.
Potem już poszło jak to zwykle w gospodarce rynkowej
bywa, konkurencja zrobiła
swoje i tapasy zaczęły być coraz bardziej urozmaicane. Tak
przetrwało do dzisiaj.
Dla smakoszy owoców morza jest to na pewno raj, my nie lubimy. Szczególnie nie
lubię jeść czegokolwiek co na mnie patrzy albo
czemu muszę złamać kręgosłup przed spożyciem i nie ma siły żebym się przemogła. Powiem więcej nawet nie próbuję pracować w tej kwestii nad sobą. Pozostają mi więc do spróbowania ensalada rusa, taka
nasza sałatka
jarzynowa tylko bez ogóreczka kwaszonego (nie lubią popsutych ogórków), sałatka ziemniaczana, to znaczy
pokrojony ziemniak w sosie majonezowo – śmietanowo
- czosnkowym, jajka faszerowane tuńczykiem,
jakieś kawałki hiszpańskiej szynki czyli jamon, sera w
oliwie i tego typu smakołyki.
Acha, na północy Hiszpanii tapas nazywa się pinchos.
0 komentarze:
Prześlij komentarz