poniedziałek, 9 października 2017

Castillo de Colomares, Andaluzja, Benalmadena, Krzysztof Kolumb, zamek, Hiszpania, wakacje, turystyka

Benalmadena, Castillo de Colomares, Andaluzja, Hiszpania, Krzysztof Kolumb, Odkrycie Ameryki, muzeum








Pewien hiszpański lekarz miał marzenie. Doktor Esteban Martines przez całe zawodowe życie odejmował sobie od ust żeby móc je zrealizować. W 1987 roku rozpoczął opowiadanie w niespotykanej kamiennej formie.  Na pięknie położonej własnej działce budowlanej zmaterializował kiełkującą od wielu lat ideę. W ciągu 7 lat przy pomocy dwóch murarzy J. Blanco i D. Nunez w oparciu o swoją ogromną wiedzę, zapał i środki finansowe opisał cegłą, kamieniem i cementem historię, z której Hiszpania jest dumna do dzisiaj. Dumna na sposob hiszpański. Nasz sąsiad był zdziwiony, ze 12 października nie jest fetowany w Polsce, gdyż według niego to jest święto o zasięgu co najmniej światowym, a powinno być galaktycznym. (12.X.1492 r. Kolumb odkrył Amerykę). 

Castillo de Colomares  – który jest przedmiotem moich zachwytów to pomnik poświęcony odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Esteban Martines tą budowlą oddał hołd odkrywcy Ameryki, o którym dokładnie nie wiadomo, jakiej był narodowości. Jest nawet teoria, że był potomkiem polskiego króla Władysława III Warneńczyka, który miał przeżyć bitwę pod Warna w 1444 roku i osiąść na portugalskiej Maderze, gdzie poznał piękną dziewczynę, w której się zakochał. Owocem tego uczucia miał być Krzysztof Kolumb. Informację o polskich korzeniach Kolumba w swojej książce „Kolumb. Historia nieznana” opublikował Manuel da Silva Rosa, portugalski historyk-amator. Autor zwrócił się z prośbą do katedry na Wawelu o możliwość zbadania szczątków ojca króla Warneńczyka, Władysława Jagiełły  w celu porównania DNA Jagiellonów z kodem genetycznym Kolumba. Zgoda taka nie została wydana.  Początkowo rewelacje da Silvy uznano za imaginacje ale z biegiem czasu coraz więcej uznanych światowych historyków nie wyklucza takiej możliwości. 

Ad rem. Zamek jest miejscem, które potencjalnie oczaruje każdego. Style architektoniczne: bizantyjski, gotycki, barokowy, mudejar pomieszane są ze sobą w sposób urokliwy.
Kolumb wypłynął z portu Palos de la Frontera. To niewielkie miasteczko, z jakichś nieznanych mi względów, popadło w królewską niełaskę, której wyrazem był nakaz królowej Izabeli Katolickiej by miasto oddało do dyspozycji Kolumba 3 karawele i wyposażyło członków wyprawy we wszystko co niezbędne. A w świat poszła bujda, ze to królowa Izabela sfinansowała wyprawę!!!! Wybrano karawele Santa Maria, Ninia i Pinta, które nie były ani najlepsze ani największe w owych czasach: miały po 20 metrów długości, 7 szerokości i wyporność 60 ton, co w XVII wieku oznaczało możliwość załadowania na statek 60 ton beczek wina. Nawet sobie nie chcę wyobrażać jak musiało bujać na falach.



Karawela Kolumba, Santa Maria, największa ze statków biorących udział w wyprawie, wycyzelowana z cegły sprawia wrażenie zapierające dech w piersiach, dwie pozostałe Pinta i Niña też pozwalają wyobraźni poszaleć. Dzisiaj Santa Maria płynie w kwiatach posadzonych dookoła jej kadłuba. Karawela Santa Maria była własnością Juana de la Cosa, wydzierżawił ją Kolumbowi pod warunkiem, że osobiście weźmie udział w wyprawie. Został pilotem ekspedycji i pomimo, że Santa Maria nie wróciła do Hiszpanii (osiadła na mieliźnie i roztrzaskała się o skały, jej szczątki znaleziono podobno w 2014 roku), Juan załapał się na kolejną wyprawę Kolumba w 1493 roku.  Właściciel Pinty – Cristobal Quintero i Ninii – Juan Niño też brali udział w wyprawie Kolumba. Nie było im łatwo dogadać się z Kolumbem. W pierwotnej wersji wycieczka była zaplanowana na miesiąc. Gdy minęły prawie 3,  a lądu nadal nie było widać Quintero i Niño zbuntowali się i postawili ultimatum, że jeden dzień dłużej bez widoku lądu na horyzoncie zadecyduje o ich powrocie do Hiszpanii, a tym samym o fiasku wyprawy. Wtedy właśnie ujrzeli – Hispaniolę (obecnie Dominikana). W którymś z kolejnych wpisów opowiem co się działo gdy do krainy naiwnych Indian trafił Cristof Columb. Już samo imię  wyznaczyć miało jego nietypowe życie: Christo for - oznacza niosący Chrystusa. I wiemy jaki był ludzki koszt tego “niesienia”.
W Castillo de Colomares można poczuć się jak w bajce, jak urośnięci i dorosli ludzie wrzuceni do świata dziecięcej wyobraźni.
Świat zamków, księżniczek czekających na potencjalnych małżonków  na bogato zdobionych koronkowych balkonach, misternie wycyzelowane wieże, z których lepiej widac horyzont, a to wszystko na tle nieprzyzwoicie niebieskiego nieba, którego kolor zakrawa na kicz. Urokliwość miejsca podkreślają rośliny, które są tlem dla karawel.



W wieżach są okienka dla królewny oczekującej na królewicza. Niewiele wyobraźni potrzeba by przenieść się w czasy bezpiecznego dzieciństwa kiedy mama czytała przed snem baśnie.

Znalazła w Castillo miejsce maleńka, o powierzchni 1,96 m², kaplica pod wezwaniem Świętej Izabeli Węgierskiej (znajduje się w księdze rekordów Guinnessa jako najmniejsza kaplica na świecie). Nie mogliśmy jej zobaczyć od wewnątrz, ponieważ jest przygotowywana do zdobycia statusu muzeum i jest zamknięta na cztery spusty. Jedynie przez okno można rzucić okiem, ale nie znalazłam tam nic ciekawego, ot, maleńkie puste pomieszczenie z połamanym krzesłem na środku.

Wstęp do Castillo dla dorosłych kosztuje 2 €, dla dzieci 1,30€, dla grup – minimum 25 osób 1,30 €. 

Jest to niepospolite miejsce i sposób poznawania historii. Właściciele liczą, że status muzeum pozwoli spopularyzować ten niepospolity pomnik. Dzisiaj trudno tu trafić, znaki drogowe nie istnieją, zbyt wysokie opłaty nie pozwalają właścicielom na ich instalację. W całej Benalmadeni są tylko trzy tabliczki informujące o Castillo. Z wpływów z biletów realizowane są bieżące prace konserwatorskie, utrzymanie zieleni i koszty związane z otrzymaniem statusu muzeum. Jest ono prawie gotowe ale formalności nie odbiegają od polskich i dopuszczenie obiektu do miana muzeum może potrwać nawet kilka lat. Wiedzę taką przekazał mi sprzedający bilety młody człowiek, który z ramienia rodziny pełnił dyżur kasowo-porządkowo-informacyjny.

Miejsce zasługuje na uwagę również ze względu na piękne widoki. W dole znajduje się turkusowe morze z kawałkiem betonowego kurortu, (przecież gdzieś trzeba mieszkać). Esteban Martin zasługuje w moich oczach na wielkie uznanie i chapeau bas.

W okresie wakacji problemem może być znalezienie miejsca do zaparkowania samochodu z powodu braku parkingu.

A jakie  Wasze wrażenia?

Andaluzja Hiszpania

Author & Editor

Has laoreet percipitur ad. Vide interesset in mei, no his legimus verterem. Et nostrum imperdiet appellantur usu, mnesarchum referrentur id vim.

0 komentarze:

Prześlij komentarz