Pewien hiszpański lekarz
miał marzenie. Doktor Esteban Martines przez całe zawodowe życie odejmował sobie od ust żeby móc je zrealizować. W 1987 roku rozpoczął opowiadanie w niespotykanej
kamiennej formie. Na pięknie położonej własnej działce budowlanej zmaterializował kiełkującą od wielu lat ideę. W ciągu 7 lat przy pomocy dwóch murarzy J.
Blanco i D. Nunez w oparciu o swoją ogromną wiedzę, zapał i środki finansowe opisał cegłą, kamieniem i cementem historię, z której
Hiszpania jest dumna do dzisiaj. Dumna na sposob hiszpański. Nasz sąsiad był
zdziwiony, ze 12 października nie jest fetowany w Polsce, gdyż według niego to
jest święto o zasięgu co najmniej światowym, a powinno być galaktycznym. (12.X.1492 r. Kolumb
odkrył Amerykę).
Castillo
de Colomares – który jest przedmiotem moich zachwytów to pomnik
poświęcony odkryciu Ameryki przez
Krzysztofa Kolumba. Esteban Martines tą budowlą oddał hołd odkrywcy Ameryki, o którym dokładnie nie wiadomo, jakiej był narodowości. Jest nawet
teoria, że był potomkiem polskiego króla Władysława III Warneńczyka, który miał przeżyć bitwę pod Warna w 1444 roku i osiąść na portugalskiej Maderze,
gdzie poznał piękną dziewczynę, w której się zakochał. Owocem tego
uczucia miał być Krzysztof Kolumb. Informację o polskich korzeniach Kolumba w swojej książce „Kolumb.
Historia nieznana” opublikował Manuel da Silva Rosa, portugalski historyk-amator. Autor zwrócił się z prośbą do katedry na Wawelu o możliwość zbadania szczątków ojca króla Warneńczyka, Władysława Jagiełły w celu porównania DNA Jagiellonów z kodem genetycznym Kolumba. Zgoda taka nie została wydana. Początkowo rewelacje da Silvy uznano za
imaginacje ale z biegiem czasu coraz więcej uznanych światowych historyków nie
wyklucza takiej możliwości.
Ad rem. Zamek jest miejscem, które potencjalnie oczaruje każdego. Style architektoniczne: bizantyjski, gotycki, barokowy, mudejar
pomieszane są ze sobą w sposób urokliwy.
Kolumb wypłynął z portu Palos de la Frontera. To niewielkie
miasteczko, z jakichś nieznanych mi względów, popadło w królewską niełaskę, której wyrazem był nakaz królowej Izabeli Katolickiej
by miasto oddało do dyspozycji Kolumba 3 karawele i wyposażyło członków wyprawy we wszystko co niezbędne. A w świat poszła bujda, ze to królowa Izabela sfinansowała wyprawę!!!! Wybrano karawele Santa Maria, Ninia i Pinta, które nie były ani najlepsze ani największe w owych czasach: miały po 20 metrów długości, 7 szerokości i wyporność 60 ton, co w XVII wieku oznaczało możliwość załadowania na
statek 60 ton beczek wina. Nawet sobie nie chcę wyobrażać jak musiało bujać na falach.
Karawela
Kolumba, Santa Maria, największa ze statków biorących udział w wyprawie, wycyzelowana z cegły sprawia wrażenie zapierające dech w
piersiach, dwie pozostałe Pinta i Niña też pozwalają wyobraźni poszaleć. Dzisiaj Santa Maria płynie w kwiatach posadzonych dookoła jej kadłuba. Karawela Santa Maria była własnością Juana de la
Cosa, wydzierżawił ją Kolumbowi pod
warunkiem, że osobiście weźmie udział w wyprawie. Został pilotem ekspedycji i pomimo, że Santa Maria nie wróciła do Hiszpanii (osiadła na mieliźnie i roztrzaskała się o skały, jej szczątki znaleziono podobno w 2014 roku), Juan
załapał się na kolejną wyprawę Kolumba w 1493 roku.
Właściciel Pinty – Cristobal Quintero i
Ninii – Juan Niño też brali udział w wyprawie
Kolumba. Nie było im łatwo dogadać się z Kolumbem. W pierwotnej wersji wycieczka była zaplanowana na miesiąc. Gdy minęły prawie 3,
a lądu nadal nie było widać Quintero i Niño zbuntowali się i postawili ultimatum, że jeden dzień dłużej bez widoku lądu na horyzoncie zadecyduje o ich powrocie do Hiszpanii, a tym samym o
fiasku wyprawy. Wtedy właśnie ujrzeli –
Hispaniolę (obecnie Dominikana). W którymś z kolejnych wpisów
opowiem co się działo gdy do krainy naiwnych Indian trafił Cristof Columb. Już samo imię
wyznaczyć miało jego nietypowe
życie: Christo for - oznacza niosący Chrystusa. I wiemy jaki był ludzki koszt tego “niesienia”.
W Castillo de
Colomares można poczuć się jak w bajce, jak urośnięci i dorosli ludzie wrzuceni do świata dziecięcej wyobraźni.
Świat zamków,
księżniczek czekających na potencjalnych małżonków na bogato zdobionych koronkowych balkonach,
misternie wycyzelowane wieże, z których lepiej widac horyzont, a to wszystko na
tle nieprzyzwoicie niebieskiego nieba, którego kolor zakrawa na kicz.
Urokliwość miejsca podkreślają rośliny, które są tlem dla karawel.
W wieżach są okienka dla królewny oczekującej na
królewicza. Niewiele wyobraźni potrzeba by przenieść się w czasy bezpiecznego dzieciństwa kiedy mama
czytała przed snem baśnie.
Znalazła w Castillo miejsce maleńka, o powierzchni 1,96 m², kaplica
pod wezwaniem Świętej Izabeli Węgierskiej
(znajduje się w księdze rekordów Guinnessa jako
najmniejsza kaplica na świecie). Nie mogliśmy jej zobaczyć od wewnątrz, ponieważ jest przygotowywana do zdobycia statusu muzeum i jest zamknięta na cztery spusty. Jedynie przez okno można rzucić okiem, ale nie znalazłam tam nic ciekawego, ot, maleńkie puste pomieszczenie z połamanym krzesłem na środku.
Wstęp do Castillo dla dorosłych kosztuje 2 €, dla dzieci 1,30€,
dla grup – minimum 25 osób 1,30 €.
Jest to niepospolite miejsce i sposób
poznawania historii. Właściciele liczą, że status muzeum pozwoli spopularyzować ten niepospolity pomnik. Dzisiaj trudno tu trafić, znaki drogowe nie istnieją, zbyt wysokie opłaty nie pozwalają właścicielom na ich instalację. W całej Benalmadeni są tylko trzy tabliczki informujące o Castillo. Z wpływów z biletów realizowane są bieżące prace
konserwatorskie, utrzymanie zieleni i koszty związane z
otrzymaniem statusu muzeum. Jest ono prawie gotowe ale formalności nie odbiegają od polskich i dopuszczenie obiektu
do miana muzeum może potrwać nawet kilka
lat. Wiedzę taką przekazał mi sprzedający bilety młody człowiek, który z
ramienia rodziny pełnił dyżur kasowo-porządkowo-informacyjny.
Miejsce zasługuje na uwagę również ze względu na piękne widoki. W dole znajduje się turkusowe morze z kawałkiem betonowego kurortu, (przecież gdzieś trzeba mieszkać). Esteban
Martin zasługuje w moich oczach na wielkie uznanie i chapeau bas.
W okresie
wakacji problemem może być znalezienie
miejsca do zaparkowania samochodu z powodu braku parkingu.
A jakie są Wasze wrażenia?
0 komentarze:
Prześlij komentarz