piątek, 10 listopada 2017

Benalmadena - szczyt Calamorro

Benalmadena, Andaluzja, Hiszpana, atrakcje, Calamorro, Teleferico



Nieopodal wejścia do Tivoli znajduje się niepozorne wejście do Teleferico, kolejki linowej, o długości 2600 metrów, którą wjechaliśmy niemal na szczyt Calamorro – 769 m n.p.m. Wagoniki jeżdżą co chwilę i nawet długa kolejka nie powinna odstraszać. Ja mam wręcz przeciwnie, długa kolejka do kolejki linowej obojętne gdzie, zachęca mnie do stania. Panicznie boję się odrywać od ziemi i bardzo lubię nie wsiadać do kolejki. Ale każde oczekiwanie kiedyś się kończy, a zwłaszcza takie, na którego zakończenie wcale się nie czeka. 

Przyjechał wagonik i wsiedliśmy. Wagonik przewidziany jest na cztery osoby, dwie siedzą sobie z przodu, dwie z tyłu i spokojnie można kontemplować widoczki. A jest co podziwiać. Nawet autostrada Autovia de Mediterraneo staje się tematem zdjęć. Cieszyłam się po raz kolejny z tego, że nie mam aparatu z kliszą i ograniczoną ilością zdjęć i mogę robić bezmyślnie dziesiątki fotek, bo znowu zaparło mi dech w piersiach. 

Oddalaliśmy się od ziemi, od morza i Afryki, a przybliżaliśmy się do wielkich granitowych skał. Po około kwadransie dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z ulgą i bardzo cieszyłam się, że wybraliśmy opcję tylko wjazdu, schodzić będziemy na piechotę. Jest pięknie, gorąco, na szczęście wieje wiaterek i pomimo lęku wysokości spokojnie sobie spacerujemy ponieważ każde mniej bezpieczne miejsce wyposażone jest w poręcze. Trochę niebezpiecznie zrobiło się gdy poszliśmy zdobywać szczyt Calamorro. Prowadzi nań kilka szlaków, było nam obojętne którym pójdziemy ponieważ żadnego nie znaliśmy. Wrażenia? Widoki cudowne, ale „never ever” samo mi się pomyślało, nigdy więcej. Byłam, zobaczyłam, przeżyłam.                                                                                         


Wracając ze szczytu zauważyliśmy jakby amfiteatr. Okazało się, że dwa razy w ciągu dnia organizowane są pokazy z udziałem podobno dzikich ptaków drapieżnych. A w teatrze w postaci aktorów występują orły, sępy i sowa. Pokaz rozpoczął się od zwabienia sępów. Sokolnik był na tyle dowcipny, że położył kawałki świeżego mięsa tuż obok oglądającego pokaz turysty. Nie byłam zachwycona widząc szpony ptaków, ale ludzie się bawili. Potem dla odmiany schował mięso w wykopanej w ziemi dziurze, a sęp je znalazł. Następnie swoje pięć minut miały orły, które krążyły wysoko nad nami i na rozkaz sokolnika miały mu usiąść na ramieniu. Ogromne ptaszyska robiły wrażenie, gdy patrzyłam im z bliska w sokole i orle oczy. 

Na koniec „dzika” sowa zrezygnowała ze snu w dzień i dla naszej przyjemności na gwizdek przyleciała się nam pokazać. Powątpiewam w dzikość tego ptactwa, co nie przeszkadza temu, że wrażenie na mnie zrobił ich ogrom i siła, które emanowały z każdego centymetra skrzydła i szponów. 

Po pokazie, który trwał około godziny można było za drobną opłatą zrobić sobie fotkę z dzikim ptakiem. Nie wiem dlaczego nie zrobiłam, dziś żałuję

W cenę biletu jest wliczony pokaz ale można dobrowolnie bez przymusu darować ptakom jakąś kasę. Acha, nie można mieć ze sobą psa, ponieważ ptaki niechętnie lądują widząc czworonożnego przyjaciela człowieka.

Schodzenie, to dopiero była jazda bez trzymanki. Kamienie były tak wyślizgane, że całą uwagę skupiałam na tym, żeby nie złamać nogi lub nie wybić sobie zębów. Co prawda poręcze zabezpieczały przed upadkiem, jeśli miało się azbestowe rękawiczki lub było się odpornym na poparzenie pierwszego stopnia z powodu buchającego ciepełka od nagrzanego metalu. 

2 godziny - tyle potrzebowaliśmy by zejść na dół, nie spieszyliśmy się zbytnio. 

O wycieczce przez około tydzień przypominały nam zakwasy, które zgromadziły się w naszych mięśniach i pomimo ugniatania czyli masażu nie chciały się rozpuścić.


Jeszcze kilka razy skorzystaliśmy z usługi Teleferico. Letnie wieczory na szczycie Calamorro obfitują w dodatkowe atrakcje. Program letnia noc na szczycie Calamorro zaczyna się o 19 i trwa do 24, gdy ostatnia kolejka linowa w zjeżdża w dół. W poniedziałki, środy i piątki, o 21, można zobaczyć galopujące dzikie konie na tle zmierzającego ku zachodowi słońca ( i to mnie zawsze zastanawia czy te dzikie konie znają się na zegarku, kto je mobilizuje do biegania dla mojej przyjemności).
O godz. 22.00 znawcy nieba dzielą się swoją wiedzą w planetarium na świeżym powietrzu, jesteśmy wszak bliżej gwiazd. Landszafcik jakich niewiele. 


Dla miłośników romantycznych doznań noc na Calamorro powinna być obowiązkowa. W soboty i niedziele o 21.30, w towarzystwie przewodnika można zejść ze szczytu. Widoki są niezapomniane, miasto, które rozbłyskuje coraz większą ilością światełwyjątkowo nie wściekle błękitne morze, góry w Maroko, za którymi kryje się słońce pozostawiając na chwilę płomienną poświatę robią wrażenie. Zejście trwa około 90 minut. W porównaniu do dziennego zejścia jest łatwiej ponieważ ze względu na temperaturę można gołą ręką trzymać się poręczy, a podeszwy butów nie przylepiają się go gorących kamieni.

Fotki pochodzą z internetu

Andaluzja Hiszpania

Author & Editor

Has laoreet percipitur ad. Vide interesset in mei, no his legimus verterem. Et nostrum imperdiet appellantur usu, mnesarchum referrentur id vim.

0 komentarze:

Prześlij komentarz