piątek, 2 lutego 2018

Działalność gospodarcza w Hiszpanii a może na Gibraltarze?

działalność gospodarcza w Hiszpanii, a może rejestracja na Gibraltarze, życie codzienne w Hiszpanii, Gibraltar, Andaluzja

Wydawało nam się, że dużo prostsze jest prowadzenie działalności gospodarczej w krajach anglosaskich niż w Hiszpanii, więc pojechaliśmy na Gibraltar w celu zasięgnięcia języka na tę okoliczność. Nie bardzo lubimy wstawać skoro świt, ba, nie lubimy wcale. Po kilkakrotnym wracaniu do domu, ponieważ co jakiś czas przypominało nam się czego nie wzięliśmy, a co jest nam niezbędne, jak na przykład paszport, który był powodem ostatniego powrotu, ostatecznie wyjechaliśmy około południa.
Zapomniałam, że przekraczamy granicę i musimy okazać się paszportem nawet, jeśli pogranicznicy nie zaglądają do dokumentu, nigdy nie wiadomo jak będzie wyglądała kontrola w danym dniu. Tym razem kontrola była standardowa, czyli można było mieć tylko okładkę i machnąć nią przed pogranicznikami. Po raz pierwszy wjeżdżałam samochodem.
Zawsze Dżon wjeżdżał, natomiast ja z wycieczkowiczami przechodziłam granicę na piechotę, ponieważ taki sposób przekraczania granicy jest szybszy, w ekstremalnych okresach nawet o 3 godziny. Zaparkowaliśmy samochód w zwykłym dla nas miejscu na parkingu pod kolejką linową i poszliśmy do urzędu wydającego licencje na różne rodzaje działalności. Okazało się, że okienko z urzędnikiem ulega zamknięciu codziennie o 12.30. Czyli przyjechaliśmy sobie na wycieczkę, ponieważ nie załatwimy nic. Stoimy przed zamkniętym okienkiem bez nadziei na to, że cudem się otworzy. Nie zawiedliśmy się - okienko pozostało w stanie przez nas zastanym, ale… W pewnym momencie wszedł do urzędu mężczyzna z papierową torbą pełną zakupów i zapytał nas czy na kogoś czekamy. My czekaliśmy raczej na cud. I zdarzył się. Pan dowiedziawszy się, że chcemy zasięgnąć języka na temat możliwości zarejestrowania działalności gospodarczej zaprosił nas za zamknięte drzwi i poprosił bardzo miłego i jak się okazało cierpliwego młodego człowieka, żeby się nami zajął. Zajmował się nami 2 i pół godziny, szukając rozwiązania, które będzie nas satysfakcjonowało. Podpowiadał rozwiązania bardziej i mniej legalne aczkolwiek wszystkie, przy spełnieniu określonych warunków, dopuszczalne przez prawo. W sprawach wątpliwych wychodził zasięgnąć języka i wracał z pełną wiedzą. Opanowałam się na tyle, żeby nie mieć otwartej buzi przez cały czas, i ciągle musiałam sama siebie szturchać, żeby oddychać. Zaparło mi dech w piersiach!!!  Przeżycie było tak ekstremalne dla mnie wychowanej w polskich urzędach różnego autoramentu, że wrażenie niemożliwego pozostanie na długo w mojej pamięci. Na wiele doznań jestem przygotowana, ale nie na takie, że urzędnikowi zależy na tym, żeby petent do niego wrócił, a przede wszystkim, żeby petent rozpoczął działalność, płacił podatki i czuł się dobrze obsłużony. Wyszliśmy z urzędu z kompletem informacji, adresów i telefonów, które mogą być pomocne i niezbędne, kiedy podejmiemy decyzję o rejestracji firmy. 
Polska rzeczywistość urzędnicza przyuczyła nas do walki, wyważania otwartych drzwi, udowadniania wszystkim na około, że nie jesteśmy wielbłądami, nie nauczyła nas tego, że NIE musimy walczyć, NIE musimy wyważać otwartych drzwi, NIE musimy udowadniać, że NIE jesteśmy wielbłądami. Nie byłam przygotowana na takie doświadczenie porównywalne ze skokiem na bandżi.
Podstawowy wymóg to posiadanie adresu do korespondencji na Gibraltarze, Urzędnik polecił nam agencję nieruchomości świadczącą takie miedzy innymi usługi. Okazało się, że jest to agencja, która działa ponad 50 lat, właściciele byli uhonorowani uściskami dłoni królowej brytyjskiej, medalami i odznaczeniami z rąk Jej Królewskiej Mości, co było widoczne na wielu fotografiach, którymi obwieszone były ściany i obstawione stoliki w poczekalni. Trochę się nie dziwię, sama bym się poobwieszała takimi zacnymi pamiątkami, gdybym je tylko posiadała. Właściciel dał nam czas na  dokładne obejrzenie wszystkiego i docenienie prowadzonego interesu bowiem czekaliśmy czas jakiś na audiencję. Po kwadransie wyszedł do nas i...  cóż, jakby to powiedzieć znowu doznałam szoku. Właścicielem był mężczyzna, o którym śmiało można powiedzieć, że na swój wygląd trzeba sobie zapracować. Pracował ciężko, myślałam, że liczy w okolicach 100 wiosen, miał ich 75!!!
Z pochodzenia Żyd, w jednym z pokoi obecni byli mali chłopcy w jarmułkach którzy o coś się spierali i byli jak się okazało prawnukami agenta nieruchomości. 
Z informacji, które nam przekazał ów Matuzalem powinniśmy wyciągnąć jedyny słuszny wniosek, że tylko jego agencja jest w stanie nam pomóc najkorzystniej, że szukanie czegokolwiek na własną rękę to szansa na wielkie kłopoty. Tylko on jest najlepiej zorientowany, najtańszy i w ogóle same naj… Po takim wystąpieniu palą się wszystkie czerwone światełka w mojej głowie, ponieważ nahalna reklama własnej doskonałości jest w moich oczach antyreklamą i ostrzega mnie przed skorzystaniem z opisywanych jako doskonałe usług. 
Nie powinnam wspomnieć o wyglądzie naszego rozmówcy, ale nie przypominam sobie żebym widziała tak brzydkiego człowieka. Na powitanie uśmiechnął się pokazując nieliczne zęby, które wyglądały tak jakby co roku wstawiał sobie jeden ząb u innego protetyka i do skompletowania podstawowego zestawu brakowało mu jeszcze kilkunastu lat. Każdy ząb był również innego koloru. Ta ostatnia górna dwójka od mojej strony była chyba żywcem wyjęta z uzębienia nutrii jako że kolor - pomarańczowy, jak i długość przywoływała na myśl nutriową szczękę. A może wyczerpały się gabinety protetyczne na Gibraltarze? 
Wiem, że jestem wstrętna tak oceniając zewnętrze człowieka, przecież nie do końca mamy wpływ na swój wygląd, ale mnie wkurzył, więc sobie trochę na nim użyłam. Ubrany był elegancko w sztuczkowe spodnie, białą koszulę, granatową kamizelkę i krawat z emblematem Zjednoczonego Królestwa, strojem przedstawiał dość osobliwy obraz szanowanego brytyjskiego przedsiębiorcy. Pożegnał się najpierw z Dżonusiem, mi podał rękę w sposób na rybkę, czyli miękko wślizgnął swoją dłoń bez skierowania wzroku w moją stronę, chociaż na pół sekundy. Czułam się całkowicie niewidoczna, a kurde przecież byłam jego potencjalną klientką. Wyszliśmy.
Piękna pogoda, która towarzyszyła nam od rana, po zachodzie słońca przestała być taka komfortowa w kwestii termicznej. Nasz letni ubiór nie okazał się wystarczająco ciepły i zmarzliśmy. Zaczęłam zazdrościć kobietom poubieranym w kozaczki i ciepłe kurtki, które to stroje w południe mnie zaskoczyły. Wtedy termometr uliczny wyświetlał ponad dwadzieścia kresek więc ubranie się w kurtki z kapturami ozdobionymi futerkiem i ciepłe buty było dziwne. Okazało się, że popołudnia są dużo chłodniejsze.

Jeszcze jedna niespodzianka zasługuje na odnotowanie. Małpy żyjące na Gibraltarze legalnie zamieszkują tylko skałę. Legalnie, chyba przez zasiedzenie. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam dwa duże magoty chodzące po barierkach starego cmentarza na Trafalgar Street, w samym środku miasta. Chyba zeszły na dół, ponieważ o tej porze roku niewiele osób wjeżdża na górę, turyści występują w ilości szczątkowej, więc małpy nie mają komu kraść przysmaków. A tak lubią chipsy, orzeszki, cukierki, ciasteczka i kanapki. Mieliśmy trochę szczęścia, ponieważ dosłownie chwilę przed tym, zanim zobaczyliśmy małpki Dżonuś skończył jeść kanapkę. Gdyby małpy to zobaczyły na pewno wyrwałyby kanapkę i uciekły ze zdobyczą. Wiem to z poprzednich kontaktów z nimi. Okradły mnie z M&M!!!
Zastanawiam się nad tym, w jaki sposób małpi oficer zmusza swoje podopieczne do opuszczenia miasta i przeniesienia się na skałę. O małpim oficerze napiszę w którymś z  następnych postów. To samodzielne stanowisko utworzone w wojsku stacjonującym na Gibraltarze po to, by oficer opiekował się małpami od strony aprowizacyjnej, medycznej i by pomagał minimalizować straty wyrządzane przez magoty, gdy wybiorą się z wizytą do miasta, a także po to, żeby spowodował ich powrót na skałę. Jak on je zmusza do powrotu??? Nie wiem.

Ponieważ mrok coraz szybciej rozpościera swoje macki na placach i ulicach, po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć jak wygląda Gibraltar rozświetlony tysiącami świateł. Miasto swój dzienny urok zawdzięcza ciekawym rozwiązaniom architektonicznym, wymuszonym brakiem przestrzeni do zabudowy i coraz większą ilością osób zainteresowanych zamieszkaniem w tej ostatniej w Europie kolonii. Wieczorem, kiedy noc zapowiada wzięcie we władanie wszystkiego dookoła miasto broni się przed ciemnościami rozświetlając ulice, iluminując skałę srebrzystą poświatą i pozostałe na niej ruiny zamku arabskiego, który w tej scenerii wydobywa swoją tajemniczość zamkniętą w ponad tysiąc dwustuletniej budowli.

Na Gibraltarze żyje się łatwiej, z rozmowy z urzędnikiem wynikało, że pomimo kryzysu w Europie i na świecie, tutaj nie ma bezrobocia, a PKB wzrasta średnio corocznie o 5 %. 
Przyciąga skała jak magnes przede wszystkim Anglików, którzy w nadziei na lepsze życie przenoszą tu cały swój dobytek. Premią za ryzyko zmiany miejsca zamieszkania jest pogoda, która rozpieszcza niemal przez cały rok. Ceny nieruchomości nieustannie rosną i są znacznie wyższe niż w Hiszpanii.

życie w Polsce, które wydawało nam się normalne, nauczyło nas pokonywania idiotycznych trudności, nie nauczyło nas tego, że może być łatwo i przyjemnie, że kontakt z urzędnikiem nie musi wywoływać stresu, że urzędnik naprawdę może być pomocny, że nie przychodzi do pracy za karę. Miło jest uczyć się takich rzeczy. Myślałam już wcześniej o tym, że w Anglii musi być prosto. Mieszkając tam przez blisko 5 lat i pracując wśród Anglików poznałam ich na tyle, że wiem, że komplikacje to nie jest ich specjalność. Nie muszą się domyślać, co autor ma na myśli, nie ma przepisów wykluczających się nawzajem, wszystko jest ułatwieniem życia, a nie jego komplikacją
Uważam, że polscy urzędnicy różnego autoramentu powinni obowiązkowo pojechać na Gibraltar i zobaczyć jak można i należy pracować. Taka ekskursja powinna być obowiązkowa jak umiejętność obsługi komputera, na przykład. 
Nie zapomnę, dokąd nie zawładnie mną skleroza, pożegnania na koniec naszej wizyty w urzędzie, kiedy urzędnik podając rękę wyraził nadzieję, że otworzymy firmę a on będzie miał okazję nam w tym pomóc. Kto to widział

Fajnie? Oczywiście, że tak. Jest to opowieść o moim doświadczeniu i moich wrażeniach, które pozostaną w pamięci obok niezwykłości tego skrawka Europy.

Następny wpis może o Gibraltarze od strony turystycznej? Co Wy na to?

Andaluzja Hiszpania

Author & Editor

Has laoreet percipitur ad. Vide interesset in mei, no his legimus verterem. Et nostrum imperdiet appellantur usu, mnesarchum referrentur id vim.

0 komentarze:

Prześlij komentarz