poniedziałek, 23 marca 2020

Coronavirus - Malaga

covid-19, koronawirus, Malaga, Hiszpania, historia, hiszpanka, czarna smierc, dzuma, ofiary,

Czy świat stoi przed holocaustem skierowanym tym razem przeciwko całej ludzkości? 
Dzisiaj trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale faktem jest, że nie jest to pierwsza wielka 
zaraza jaka spadła na ludzi. Być może pierwsza, która nie zostanie zlekceważona, 
a co za tym idzie pociągnie za sobą mniej ofiar, dając nam szansę na przetrwanie.


Malaga – miasto, które w swojej długiej historii przetrwało niejedną epidemię dzisiaj też 
boryka się z coronavirusem i jego konsekwencjami. A jak było dawniej?


W XIV wieku około 1348 roku do ówczesnej Hiszpanii drogą morską dotarła czarna 
śmierć czyli dżuma, która zabiła, według różnych wyliczeń, od 30 – 60 % populacji 
świata. Wybuchła w Azji Środkowej, być może nawet w Chinach i wraz z kupcami 
podążającymi Jedwabnym Szlakiem dotarła do Europy. Malaga była wtedy dobrze 
prosperującym muzułmańskim miastem. Dobrostan mieszkańców nie uchronił ich 
od straszliwej śmierci w domach i na ulicach. Ilość zarażonych była ogromna, 
nie było możliwości udzielenia im pomocy, umierali żebrząc o pomoc pod drzwiami 
domów i meczetów.  Zakażonych bano się jak ognia, nie działała aseptyka, 
nic nie wiedziano o chorobie, nie było farmakologii, brud panował na ulicach więc 
bakterie miały raj na ziemi w przeciwieństwie do ludzi, którzy być może dotarli  
do wiecznego raju bezpośrednio z ulic miasta. Kanalizacji nie było, nieczystości 
swobodnie płynęły rynsztokami, wąskie uliczki uniemożliwiały wywietrzenie 
wszechobecnego smrodu. 
Obsikane mury dopełniały urokliwości średniowiecznych miast i miasteczek.


Czarna zaraza po kilku miesiącach wygasła, ale co jakiś wracała do Malagi i zbierała 
swoje żniwo. W latach 1493 i 1494 jej powrót doprowadził do wyludnienia miasta. Ale 
z tym musieli sobie radzić Królowie Katoliccy, którzy w międzyczasie pokonali 
islamistów i unicestwili kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, niezadowolonych 
z wywalenia muzułmanów i zmiany religii na katolicyzm. Podaje się, że Królowie 
Katoliccy zabili 50 000 mieszkańców Malagi, zadziałali jak zaraza.


Malaga, po latach, ponownie się zaludniła i znów uderzyła w nią w 1522 roku kolejna 
zaraza, a w roku 1580 następna, która zabierała codziennie 80 ofiar. Do kompletu 
zmarli wszyscy księża, którzy głosili, że jako skuteczną ochronę trzeba przyjmować 
komunię w postaci hostii. Księża, jak wszyscy, nie mieli zwyczaju się myć i udzielali 
owej "zbawiennej" komunii brudnymi, zakażonymi rękoma. Lekceważące podejście do 
higieny spowodowało, że nie ostał przy życiu żaden ksiądz i trzeba było zamknąć 
wszystkie kościoły oprócz Katedry. 
Brak higieny był powszechny więc zaraza miała wymarzone warunki do 
rozprzestrzeniania się i przechodzenia z człowieka na człowieka. 


W 1582 roku do Malagi, która była znanym śródziemnomorskim portem, zawinął statek 
z zainfekowaną odzieżą, której zawsze był niedosyt w mieście bogacących się 
mieszczan. Rozprowadzenie ciuszków spowodowało rozprzestrzenienie się kolejnej 
epidemii, która pochłonęła życie tysięcy ludzi.


Na przełomie XVI i XVII wieku dopadły Malagę dwie epidemie, które po raz kolejny 
wyludniły miasto. Tym razem do tego stopnia, że szukano chętnych do zamieszkania 
w nim. 


Hiszpański „siglo de oro“ dla Malagi miał nie tylko złoty kolor. Po raz kolejny miasto 
zapłaciło za swoje atrakcyjne położenie na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Z Livorno 
we Włoszech, wraz z jednym ze statków, w 1637 roku została przypłynęła zaraza, która 
pochłonęła 14 000 ofiar. Mimo, że otwarto kilka szpitali dla chorych 14 tysięcy 
mieszkańców nie udało się ocalić. Nauczeni doświadczeniem poprzednich epidemii, 
włodarze miasta, zarządzili codzienne palenie odzieży osób chorych, by ograniczyć 
rozprzestrzenianie się zarazy.
Kościół ogłosił epidemię karą boską za popełnione przez mieszkańców grzechy 
i nakazał odprawiać procesje przechodzące przez całe miasto. Budowano ołtarze, 
ustanawiano świętych zobowiązanych do pomocy i roznoszono zarazki wśród coraz 
większej liczby osób.Niektórzy historycy uważają, że ofiar było znacznie więcej, 
nawet 30 000.   


Spokój trwał kilkanaście lat bo już w 1649 mieszkańców Malagi dopadła następna 
epidemia. Tym razem zawitała dżuma. Zarządzający miastem byli już wyedukowani, 
ulice były oczyszczane ze zdechłych zwierząt i martwych ludzi i nieczystości
Miasto kadzono rozmarynem i jałowcem w celu oczyszczenia atmosfery. 
Powyższe działania nie przeszkodziły dżumie w zebraniu 40 tysięcy ofiar. 


Za 15 lat, w roku 1674 kolejna epidemia uśmierciła 8000 Malageńczyków. 4 lata później 
lekarze, nie chcąc siać paniki, zataili kolejną zarazę, nie ogłaszając niebezpieczeństwa 
co spowodowało śmierć kolejnych 8000 mieszkańców Malagi. 


W XVIII wieku śmiertelną zarazą okazała się czerwonka, którą przywlekli w 1719 roku 
żołnierze z Ceuty. W 1738 tyfus zabierał dziennie 40 osób. W obawie o życie Hiszpanów 
król Filip V udzielił Maladze pomocy w zwalczaniu choroby. Pewnie bał się o swoje 
życie, bo dobrym królem nie był. Nie lubił Hiszpanii, zakochany był w Paryżu i wierzył, 
że kiedyś obejmie francuski tron. 


W 1741 roku wracający z Martyniki francuscy żołnierze zostawili po sobie pamiątkę 
w postaci 2000 zmarłych na żółtą febrę. 


Za kolejne 10 lat w Malagę uderzył po raz kolejny tyfus, który tym razem był powodem 
śmierci 1500 osób. Malageński biskup zaoferował sprzedaż swoich powozów, 
a otrzymane pieniądze przeznaczył na pomoc chorym. Miasto było ostrożne, każda 
osoba schodząca z pokładu statku była badana pod kątem zainfekowania 
jakąkolwiek chorobą zakaźną.  
Mimo to nie udało się uchronić mieszkańców przed śmiercią. 


W 1804 roku Malaga musiała zmierzyć się z żółtą febrą. Walkę przegrało 11 500 
mieszkańców. Kolejne lata też nie były wolne od ofiar żółtej febry czy innej cholery: 
1821, 1833-34, 1837, 1855 1860  i 1885. Epidemie zbierały żniwo ale plony już nie były 
tak spektakularnie owocne.
Środki do walki z epidemiami rozszerzały się o sprawdzanie osób przekraczających 
bramy murów miejskich i całkowitą izolacją miast i wsi. 


Aż nadeszły lata 1918 -1919,  osłabiona I wojną światową ludność Europy załapała 
się na ciężką grypę, która przeszła do historii pod nazwą „hiszpanki“, że niby 
w Hiszpanii się zaczęła. Badacze twierdzą, że zawdzięczamy ją Stanom Zjednoczonym 
i żołnierzom amerykańskim dzięki którym rozprzestrzeniła się po kontynencie
 i wraz z wojskiem amerykańskim, biorącym udział w I wojnie przypłynęła do Europy. 
Propaganda działała niezgorzej, a manipulacja faktami też miała się dobrze. Państwa 
biorące udział w I wojnie światowej fałszowały informacje o ilości zachorowań na 
grypę i ilości ofiar śmiertelnych. Hiszpania, w czasie I wojny światowej, była neutralna 
więc można jej było dowalić publikując fake newsy. Miłościwie panujący Król Alfons XIII  
musiał zmierzyć się z rozwiązywaniem problemów na hiszpańskim podwórku. Takich 
jak powoływanie i odwoływanie kolejnych rządów. W sumie - 23 w latach 1902-23, 
można sądzić, że nie zwracał szczególnej uwagi pod jaką nazwą występuje grypa 
dziesiątkująca również jego królestwo. Nie składał żadnych dementi w tej sprawie i do 
historii owa grypa przeszła pod nazwą „hiszpanki“. 
Walka z chorobą była niezwykle trudna ponieważ nie było  leków i wiedzy. W Hiszpanii 
zwykli lekarze najczęściej ordynowali robienie lewatyw mających za zadanie 
obniżenie temperatury, zalecali picie szampana jako panaceum na grypę, 
standardem praktykowanym od wieków było upuszczanie krwi jako lek na wiele chorób,
a ponieważ w przypadku "hiszpanki" żadne środki nie działały ogłoszono, że trzeba
czekać aż grypa odejdzie. I ... odeszła, po kilku tygodniach przestały pojawiać się nowe
zachorowania. 
Ale ... hiszpanka wróciła i wtedy zebrała prawdziwe żniwo. Zachorowała 1/3 populacji 
świata – 500 milionów osób. Na kuli ziemskiej żyło wtedy około 1,5 miliarda ludzi, 
zmarło według różnych wyliczeń nawet 100 milionów. W Maladze zachorowania 
dotknęły 1/3 liczby mieszkańców i uśmierciły 1/10. 


Tak spektakularnych epidemii, jak ta w XIV wieku nie było ponad 600 lat, aż do początku 
XX stulecia. Minął wiek od czasów hiszpanki i doczekaliśmy współczesnego nam 
koronawirusa. 


Czy nas zabije? Zobaczymy ... jeśli uda nam się przeżyć. Jesteśmy bardziej 
uświadomieni, bombardowani informacjami o konieczności izolacji, zachowania 
higieny, omaskowania się, wsłuchiwania się we własne organizmy, mamy być jak 
Kevin i pozostać w domu. Miejmy nadzieję, że uda nam się zobaczyć jaki będzie koniec 
epidemii i jakimi cyframi po stronie ofiar zostanie opisana.


źródło: La epidemias de Málaga - Narciso diaz de Escovar


Andaluzja Hiszpania

Author & Editor

Has laoreet percipitur ad. Vide interesset in mei, no his legimus verterem. Et nostrum imperdiet appellantur usu, mnesarchum referrentur id vim.

0 komentarze:

Prześlij komentarz