Wybory za granicą.
Pandemia i decyzje rządzących zamknęły nas dość skutecznie w wielu krajach, pozbawiając prawa wyborczego. Do tej pory mogliśmy brać udział w wyborach parlamentarnych i prezydenckich niemal na całym świecie. Poza Polską były komisje wyborcze i każdy mógł zagłosować na wybranego kandydata. Inną kwestią było to, że w większości głosowaliśmy „przeciw“ a nie „za“, ale mogliśmy skorzystać z przysługującego nam czynnego prawa wyborczego. Można też było mieć nadzieję, że wybory są tajne – wszak nie podpisywaliśmy się na karcie do głosowania imieniem i nazwiskiem oraz PESELEM, bezpośrednie – ponieważ głosowaliśmy osobiście, powszechne – każdy miał prawo wyborcze i sam osobiście decydował czy chce z niego skorzystać, równe – każdy z nas miał jeden i tylko jeden głos oraz proporcjonalne – tu już trzeba było uwierzyć, że głosy zostaną odpowiednio policzone i zgodnie z prawem D’Hondta rozdzielone.
Dzisiaj, mieszkając poza granicami Polski, mamy z głowy, nie musimy się zastanawiać czy i na kogo głosować bo w przeciwieństwie do zapisów Konstytucji wrzucenie karty wyborczej do urny jest poza naszym zasięgiem. Korespondencyjnych wyborów żadna ambasada nam nie zorganizuje. Komisje wyborcze, w przypadku Hiszpanii, są trzy, dwie w Madrycie i jedna w Barcelonie. Na listę wyborców nie możemy się wpisać, bo nie ma jeszcze ustawy o wyborach. A my na południu Hiszpanii jesteśmy oddaleni od Madrytu 650 km, od Barcelony około 1000, a nasza dopuszczalna mobilność to spacer w promieniu 1 km od domu!!! Zakupy, są owszem możliwe, ale w miejscowości, w której mieszkamy albo w najbliższym sklepie – tak jak to jest w naszym przypadku. Mieszkamy na wsi zabitej oliwkową dechą, najbliższy sklep jest oddalony o 5 km i mamy zezwolenie na dojechanie do niego. 600 euro kosztuje wycieczka poza miejsce zamieszkania w celach innych nich wyjazdy niezbędne czyli praca, bank, zakupy, apteka, lekarz.
Zadzwoniłam do urzędu miasteczka, w którym mieszkamy żeby dowiedzieć się czy mam prawo pojechać do oddalonej o 20 km Mercadony, bo zwyczajnie nie lubię sieci Día (a to jedyny sklep w miasteczku). Pani urzędniczka była co najmniej zdziwiona moim pytaniem, nie znała na nie odpowiedzi, ale była na tyle uprzejma, że zadzwoniła do Guardii Civil i dowiedziała się, że nie mogę przebyć dystansu 20 km. Być może coś w tej kwestii zmieni się po 11 maja. A póki co wyjazd do Madrytu może nas kosztować 1200 euro, po 6 stów w jedną stronę plus paliwo. Czyli mamy z głowy zastanawianie się na kogo oddać swój głos. Rząd hiszpański i wiele innych rozwiązało za nas problem wyboru prezydenta RP.
fotka z netu
Zadzwoniłam do urzędu miasteczka, w którym mieszkamy żeby dowiedzieć się czy mam prawo pojechać do oddalonej o 20 km Mercadony, bo zwyczajnie nie lubię sieci Día (a to jedyny sklep w miasteczku). Pani urzędniczka była co najmniej zdziwiona moim pytaniem, nie znała na nie odpowiedzi, ale była na tyle uprzejma, że zadzwoniła do Guardii Civil i dowiedziała się, że nie mogę przebyć dystansu 20 km. Być może coś w tej kwestii zmieni się po 11 maja. A póki co wyjazd do Madrytu może nas kosztować 1200 euro, po 6 stów w jedną stronę plus paliwo. Czyli mamy z głowy zastanawianie się na kogo oddać swój głos. Rząd hiszpański i wiele innych rozwiązało za nas problem wyboru prezydenta RP.
fotka z netu
0 komentarze:
Prześlij komentarz